sobota, 26 lutego 2011

Katherine Neville "Ósemka"


Długo się zbierałam do napisania tej recenzji. I co się zabierałam stawała się ona coraz dłuższa i bardziej zagmatwana. Właściwie tak samo jak książka.
Bardzo ciężko opisać w skrócie o co naprawdę chodzi w tej powieści, a kiedy jednak chce to zrobić chociaż trochę szczegółowo muszę opisać wszystko, gdyż pominięcie chociaż jednego motywu, powoduje, że czytelnik odnosi wrażenie, że moja wypowiedź jest nie logiczna.
Najważniejsze jednak jest to, że książka ta jest chwilami za bardzo jak dla mnie zagmatwana. Liczyłam się z tym , że nie jest ona z  gatunku łatwych i przyjemnych, ale żeby aż tak?!
Powiem szczerze, że momentami zgadzałam się z tymi negatywnymi ocenami, które spotkałam na niektórych portalach literackich. Jest na pewno ambitna, wymagająca od czytelnika skupienia i zaangażowania, motywująca do uzupełnienia swojej wiedzy.

Od początku czytelnik zdaje sobie sprawę, że powieść toczy się na dwóch płaszczyznach:
1972 Nowy York. Życie Catherine nabiera rozpędu. Zmiana pracy powoduje, że musi wyjechać do Algierii na konferencję OPEC, jako specjalistka od komputerów.
1790 klasztor , opactwo Montglane, Francja. W wyniku zamieszek jakie mają miejsce w Paryżu i rozszerzają się na cały kraj, przeorysza postanawia chronić szachy Karola Wielkiego, które przez wiele lat były zamurowane w ścianach budynku, i po podziale rozsyła zakonnice w znane tylko sobie miejsca. Tyle na początek.
Co jednak tak skrajnie różne sytuacje mają ze sobą wspólnego?! Okazuje się, że więcej niż by się zdawało. Czytelnik jednak musi pozwiedzać wiele miejsc, poznać wiele krwawych faktów naszej historii i wiele osobistości tego świata by móc odpowiedzieć pozytywnie na to pytanie.

Autorka umiejętnie, czego nie można jej odmówić, łączy fakty historyczne z  fikcją sytuacji. Pojawiają się takie postacie jak Caryca Katarzyna, Karol Wielki, Jacques-Louis David, Napoleon Bonaparte, Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, Newton i inni. Z pozoru postacie nie mające nic ze sobą wspólnego.
Byłam też zmotywowana by doczytać więcej o liczbach  Fibonacciego, rewolucji francuskiej, nutach czy OPEC. Jak więc widzicie kopalnia wiedzy z wielu dziedzin.

Powieść często na forach porównywana jest z literaturą Dana Browna. Moim skromnym zdaniem niesłusznie. Jego książki są bardziej przystępniejsze. Łagodniejsze. Tu zaś jest szczypta fantastyki jak dla mnie trochę odrealnionej i dużo faktów historycznych dość szczegółowych i czasami przedstawianych w niespójny sposób.
Język jakiego używa jest chwilami tak skomplikowany, że aż musiałam czytać dany fragment drugi raz:

„Jako te linie, które łączą się i klucz tworzą, a są jak pola na szachownicy; gdy miesiąc i dzień czwarty, dalibóg by mata zadać, nie nadstawiaj głowy; otóż jedna gra jest prawdziwa, ta druga-metaforą i nie graj w otwarte karty; upominany mądrość poznaje późno- nie przyjmuje mowy; bitwa białych nieskończona trwa pod krwawą zorzą; energicznie walczą czarne- los jego gotowy; ciągle szukaj liczby trzydzieści i trzy jak ci, co ziemię orzą; vis-a-vis tajemnych drzwi stoisz, gdzie wschód na wieki zawarty”

Lubię jak literatura motywuje, ale nie żebym czuła się głupia. Dla mnie autorka nieumiejętnie tłumaczyła pewne fakty historyczne, dlatego czytelnik mniej zorientowany może gubić się w akcji i postaciach w niej pojawiających. Motywy również nie do końca wyjaśnione, niektóre wątki dziwnie się urywające, a potem pojawiające jak królik z kapelusza.
Całość niestety przez pierwsze 100-20 stron mało wciągająca, wręcz nudnawa.

Na plus na pewno to, że po 200 stronie  całość nabiera tempa i czytelnik zaczyna się wkręcać w całą akcję, i zastanawiać o co właściwie chodzi z tymi szachami i z ciekawości brnie dalej. Poza tym lubię powieści z  tłem historycznym, gdyż suche fakty są zawsze pokazane inaczej niż na lekcji historii. Zastanawiam się czy autorka nie powinna się zabrać z inny gatunek, gdyż moją uwagę przykuły opisy miłosnych uniesień bohaterów:

„Gdyż w tym właśnie momencie czuł pożądanie. Namiętność. Chciał ją chwycić tam, na tarasie, w wilgotnym powietrzu poranka, rzucić na ziemię, wejść w nią, gryźć jej usta, miażdżyć ciało, przelać przepełniający go ból do mrocznego, niezgłębionego wnętrza jej istoty. „

Talleyrand na widok Mirelle

„Tonął, tonął. Zapadał się w ocean mrocznej namiętności, wędrując niecierpliwymi dłońmi po długich, jedwabistych nogach Mireille. Leżeli  w pogniecionej pościeli, w łóżku, do którego Talleyrand przyniósł ją z tarasu, i teraz czuł że zapada się coraz  głębiej. Gdy spotkały się ich usta, miał wrażenie, że krew wzbiera w całym jego ciele i łączy się z jej krwią. Gwałtowność tego uczucia była wręcz niewiarygodna. Próbował uświadomić sobie, co właściwie robi i dlaczego nie powinien tego robić, lecz pragnął tylko jednego: zapomnienia. Namiętność Mireille była dziksza i mroczniejsza od jedno namiętności. Czegoś takiego doświadczał pierwszy raz. Chciał, żeby to trwało bez końca."

Książkę pożyczyłam od mojej Marty. Pyta czy chcę drugą część. A ja się zastanawiam czy nie przeczytać tej jeszcze raz, bo mam poczucie, że nie wszystko zrozumiałam.

P.S.Można ją przeczytać bez znajomości gry w szachy, bez obaw:)

Wydawnictwo: Rebis
Okładka:twarda (679 stron, ciążka, nie polecam do autobusu)
Ocena: 3/6 (i tak dużo; za to, że dało się całą przeczytać)

Brak komentarzy: